W największym w Europie więzieniu dla przestępców seksualnych kary odbywa niemal 900 skazanych. – To ludzie, nie zwierzęta – przekonuje Lynn Saunders, naczelniczka placówki. I stara się przywrócić gwałcicieli i pedofilów społeczeństwu. Za pomocą dobroci. BBC po raz pierwszy dostało pozwolenie na wejście do więzienia i rozmowy z osadzonymi.
Za Nigelem Berringtonem więzienna krata opuściła się, kiedy miał 17 lat. Wtrącono go do aresztu w Whatton, oddalonego od Londynu o 170 kilometrów małego miasteczka, którego populacja wynosi niewiele ponad 700 mieszkańców. Za włamanie do cudzego domu spędził w tym areszcie sześć miesięcy.
„Są tu wszyscy”
Dziś Berrington ma 61 lat. W czerwonej koszulce, z resztkami rzadkich włosów na głowie przekonywał w styczniu dziennikarzy BBC, że pół roku spędzone w Whatton było dla niego piekłem. Twierdził, że ówczesny zastępca dyrektora aresztu Keith Innes wielokrotnie molestował go seksualnie, torturował i upokarzał. – Bałem się. Był sadystyczny. Częstował mnie papierosami, które sam odpalał. Wkładał mi je do ust, a potem krzyczał, że złamałem przepisy – opowiadał.
Dodawał, że za karę Innes ciskał nim o podłogę i zmuszał do „czynności seksualnych”. Na początku nikt nie chciał mu wierzyć. Ale to się zmieniło, kiedy do reprezentującej go firmy prawniczej Jordnas Solicitors zaczęli zgłaszać się byli więźniowie z podobnymi doświadczeniami. Minęło jednak tak wiele czasu, że Innes nigdy już nie zostanie ukarany. Nie dlatego, że sprawa się przedawniła, ale dlatego, że umarł.
Ale od lat 70. w Whatton wiele się zmieniło. Nie ma tam już aresztu, który przekształcony został w więzienie Jej Królewskiej Mości. Kary odbywa w nim niemal 900 osadzonych i każdy z nich jest przestępcą seksualnym. A więzienie w Whatton jest największą tego typu placówką nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też w całej Europie. – Duchowni, nauczyciele, piloci samolotów, strażnicy więzienni, lekarze – wymienia Lynn Saunders, naczelniczka więzienia, krótko ostrzyżona kobieta po czterdziestce, z okularami na nosie. – Mamy tu wszystkich. Osadzeni są tu również przestępcy upośledzeni umysłowo i chorzy psychicznie – tłumaczy dziennikarzowi BBC.
Jednym z tych „wszystkich” jest Jonathan, nauczyciel, który w 2002 r. pewnego pochmurnego, grudniowego dnia chciał zabrać jedną ze swych klas na spacer. W drzwiach sali stanął wtedy dyrektor szkoły. I powiedział Jonathanowi, że czeka na niego dwóch policjantów. Wiedział, dlaczego przyszli po niego policjanci. Na jaw wyszło jego sekretne życie, odwiedzał w internecie strony poświęcone dziecięcej pornografii.
„Każdego dnia przechodzę piekło”
Mike spędził w więzieniach większą część swojego dorosłego życia. Ponad 28 lat temu został skazany za gwałt na 38-letniej kobiecie. Zaatakował ją w jej własnym domu. Przyznaje, że zanim siedem lat temu znalazł się za murami Whatton, na pedofilów patrzył z góry jak na gorszy rodzaj przestępców. Takich, którzy przez innych więźniów są upokarzani, izolowani od nich i poddawani ostracyzmowi. – Nigdy ich nie lubiłem. Myślałem, że ich zbrodnia to najpodlejsza, jaką można popełnić. Ale teraz myślę inaczej. Wiem, że to, co zrobiłem, w niczym nie było lepsze. Nieważne, czy ucierpiało dziecko, czy dorosły. Mój proces myślowy był dokładnie taki sam jak ten pedofila, który skrzywdził dziecko – przekonuje. I dodaje, że w Whatton nie czuje się osądzany przez nikogo, nawet przez personel. – Nikt nie traktuje mnie tu jak szumowiny. A to robi ogromną różnicę.
Skazani tacy jak on, czyli przestępcy seksualni, regularnie biorą udział w zajęciach terapeutycznych. Czasami spotykają się w grupach 9-osobowych, czasami indywidualnie. Tam starają się zrozumieć, dlaczego popełnili przestępstwo. I co muszą zrobić, aby nigdy więcej nikogo nie skrzywdzili.
Steve nie jest weteranem Whatton tak jak Mike. Wtrącony do niego został niedawno, za molestowanie seksualne pasierbicy. Kiedy rozmawia z BBC, płacze. – Każdego dnia przechodzę piekło. Rozmawiam tu z terapeutami o mojej winie, wyrzutach sumienia. Zaczynam rozumieć, że skrzywdziłem nie tylko moją ofiarę, ale też rodzinę i całe społeczeństwo. Nie mam już nic, poczucie straty mnie przytłacza. Każdego dnia.
„Tu nie ma hierarchii”
Steve jest typowym osadzonym. Takich jak on w Whatton są setki. To mężczyźni, którzy znali swoje ofiary, byli członkami ich rodzin, bliskimi znajomymi. Dziennikarz BBC w swej relacji z więzienia podkreśla, że słuchając płaczącego mężczyzny, czuł się niezręcznie. Był zakłopotany tym, że współczuje skazańcowi, który przecież skrzywdził swoją pasierbicę. Ale, jak podkreślają terapeuci, taka jest właśnie misja Whatton.
Dave Potter jest jednym z najbardziej doświadczonych mediatorów w tej placówce. Opracowuje programy terapeutyczne, tłumaczy, że pedofile, gwałciciele i inni przestępcy seksualni są traktowani równo, nikt nie grupuje ich bowiem według popełnionych przestępstw. – U nas gwałciciele nie są lepsi od pedofilów, nie wyróżniamy też tych, którzy „tylko” przeglądali dziecięcą pornografię w internecie. Tu wszyscy są tacy sami, każde z tych przestępstw pociągnęło za sobą ofiarę ze złamanym życiem. U nas nie ma żadnej hierarchii – przekonuje terapeuta.
Saunders dodaje, że trudno jest wydobyć z więźniów jakiekolwiek pozytywne emocje. Wstyd i poczucie winy, które zawładnęły Steve’em, sprawiają, że jego terapia jest o wiele trudniejsza. Personel więzienia stara się więc skupić na jego zaletach i mocnych stronach. Wierzą, że to może zmniejszyć ryzyko popełniania przez więźniów przestępstw seksualnych w przyszłości.
Słaba samoocena prowadzi do gwałtu
Jest w tym jednak pewien paradoks. Z jednej strony społeczeństwo chce tego, aby więźniowie żałowali swoich występków, chce, by pragnęli odkupić swoje winy. Z drugiej strony terapeuci zachęcają, aby wyzbyli się wyrzutów sumienia. Potter dodaje, że terapeuci nie starają się odbudować samooceny więźniów bez powodu: – Wiele z przestępstw popełnianych na tle seksualnym jest wynikiem słabej samooceny.
Ale ryzyko popełnienia kolejnego przestępstwa przez więźniów opuszczających więzienne mury spędza sen z powiek opinii publicznej. Potter zdaje sobie sprawę, że nie ma żadnej gwarancji, że ci nie zaatakują ponownie. – My dajemy im narzędzie, aby mogli to ryzyko zniwelować. Jestem cholernie pewny, że jeśli w ogóle nie będziemy z nimi pracować, nie będzie szansy, że kiedykolwiek przestaną atakować. Ale jeśli wyjdą na wolność z napisem „przestępca seksualny” na czole, to na pewno nie pomoże. Wyjdą z założenia, że nie mają nic do stracenia.
Opracowana przez niego terapia najwyraźniej działa. Według danych Whatton tylko 6 proc. byłych więźniów wraca za kratki. – Staramy się tu zrozumieć tych ludzi. I sprawić, że oni sami zrozumieją, że skrzywdzili nie tylko swoje ofiary, ale też siebie. Uczymy ich też, jak rozpoznawać na wolności znaki, które mówią, że mogą zaatakować ponownie.
To są czyiś ojcowie, wujkowie, bracia
Saunders przypomina, że osadzeni nie są zwierzętami. I że misją Whatton jest traktowanie po ludzku tych, którym nikt nigdy nie współczuje. – To są czyiś ojcowie, synowie, bracia, sąsiedzi, wujkowie. Dodaje, że społeczeństwo wcale nie chce więźniów zlinczować. – Jesteśmy zaskoczeni, kiedy okazuje się, że ludzie zwyczajnie im współczują.
Jak podaje BBC, więzienie Whatton zostało zbudowane w latach 60. XX wieku. Jest w nim miejsce dla 841 osadzonych. Ok. 70 proc. z nich popełniło przestępstwa seksualne wymierzone w dzieci, pozostali – dorosłych. Lokalni mieszkańcy mówią na więzienie „Paedo Palace”, czyli „Pałac Pedofilów”.
Niemal połowa tamtejszych więźniów odsiaduje dożywotnie wyroki. Reszta zna daty swego wyjścia na wolność. Skazani odbywają kary za niemal wszystkie znane przestępstwa na tle seksualnym: dotykanie, gwałt, kazirodztwo, przemoc seksualną i morderstwa. Są też wśród nich przestępcy skazani za ściąganie z internetu filmów i zdjęć z pornografią dziecięcą.
Od chwili, gdy Wielką Brytanią wstrząsnęły przestępstwa seksualne Jimmy’ego Savile’a, słynnego prezentera BBC, który miał zgwałcić i molestować seksualnie ponad 400 osób, w tym pacjentów szpitali, na których rzecz działał charytatywnie, w Whatton przybyło więźniów. To na skutek śledztwa policyjnego, w czasie którego dokładnie sprawdzono otoczenie Savile’a i zdemaskowano kolejnych przestępców seksualnych.
Na początku marca pisaliśmy o wiosce Miracle Park na Florydzie . Jest to więzienie bez krat, w którym swoje kary odsiadują przestępcy seksualni. Opuszczający je więźniowie mają jednak o wiele mniejsze szanse na powrót do społeczeństwa niż ci z Whatton. Na Florydzie bowiem prawo zabrania skazanym za przestępstwa seksualne zbliżać się na odległość 300 metrów do szkół, przedszkoli, placów zabaw i innych miejsc, w których mogą gromadzić się dzieci.
Żródło info i foto: Wyborcza.pl